Amerykańskie linie lotnicze, których samolot brał udział w lutym w katastrofie lotniczej w rejonie Buffalo w Nowym Jorku, zakwestionowały informacje podane przez wczorajszy "Wall Street Journal". W katastrofie zginęło wówczas w sumie pięćdziesiąt osób.
Autorzy raportu uznali, że pilot maszyny nie miał odpowiedniego szkolenia, które pozwoliłoby mu poradzić sobie w podobnej sytuacji awaryjnej, kiedy samolot zaczął spadać. Pojawiło się też oskarżenie, że pilot mógł być zmęczony w noc, w którą doszło do katastrofy.
Samolot wykonujący Continental Connection Flight 3407, obsługiwany przez regionalne linie lotnicze Colgan Air, spadł na jeden z domów znajdujących się w Clarence Center w Nowym Jorku. Do katastrofy, w której zginęły wszystkie osoby na pokładzie oraz jeden mężczyzna na ziemi, doszło w nocy 12 lutego.
W opublikowanym artykule w "Wall Street Journal" powoływał się na prowadzących śledztwo, którzy podobno stwierdzili, że do wypadku doszło w wyniku niewłaściwej reakcji pilota Marvina Renslowa, który źle zareagował na ryzykowny spadek prędkości maszyny. Wyłączył on specjalny system awaryjny, który sprawia, że samolot zaczyna nurkować, aby w ten sposób odzyskać prędkość i uniknąć zgaszenia silników.
Z raportu dziennika wynika, że przewoźnik Colgan Air nie zadbał o szkolenie Renslowa na symulatorze, które nauczyłoby go zachować się właściwie w podobnym przypadku.
Przedstawiciele firmy Colgan, odpierając zarzuty, wydali oświadczenie, w którym poinformowali, że Renslow otrzymał odpowiednie instrukcje na wypadek takiej sytuacji. Firma podkreśliła również, że Federalna Administracja Lotnicza (Federal Aviation Administration - FAA) nie wymaga, by piloci przechodzili takie szkolenie w symulatorze.
- FFA zwykle szkoli w określonych standardach rutynowych działań lotniczych. Oni nie skupiają się na sytuacjach wyjątkowych – przyznał w rozmowie z CNN ekspert lotniczy Doug Moss.
Firma Colgan przyznała później, że w czasie swej kariery zawodowej Renslow nie zaliczył pięciu "lotów testowych", które są czymś w rodzaju sprawdzenia profesjonalności pilotów. Dwóch swych niepowodzeń nie umieścił we wniosku o pracę złożonym w liniach lotniczych Colgan Air. Ostatni raz nie zdał tego egzaminu 16 miesięcy przed katastrofą.
- W takich przypadkach, jeśli zdarzało się to podczas jego pracy w firmie Colgan, pilot przechodził dodatkowe szkolenia i po nich zaliczał egzaminy na odpowiednim poziomie – wyjaśnili przedstawiciele linii lotniczych. Podkreślali oni też fakt, że chociaż Renslow miewał problemy z mniejszymi testami, zdał końcowy egzamin dla pilotów i miał na swoim koncie "całe niezbędne szkolenia i doświadczenie, aby bezpiecznie pilotować Q400" – czytamy w oświadczeniu linii lotniczej uczestniczącej w lutowej katastrofie.
Przedstawiciele przewoźnika podkreślali też, że ewentualne zmęczenie pilota nie przyczyniło się do wypadku, zauważając, że Renslow miał "prawie 22 godziny nieprzerwanego czasu wolnego, zanim stawił się do pracy w dniu katastrofy".
W swoim oświadczeniu Colgan nie odniósł się do zmęczenia wynikającego z choroby drugiego z pilotów, 24-letniej Rebecci Shaw, która – według informacji Wall Strett Journal – poinformowała przed startem, że prawdopodobnie jest chora.
Dzisiaj specjalne przesłuchania w sprawie wypadku rozpoczyna Narodowa Rada Bezpieczeństwa Transportu (National Transportation Safety Board), która ma gruntownie zbadać zarzuty związane z brakiem szkolenia w firmie Colgan oraz historię zawodową samego Renslowa.
Źródło: CNN
Tłumaczenie: Onet.pl
Foto: telegraph.co.uk