Z nieba na ziemię - 11 września 78 lat wcześniej.
11 września mija 78 rocznica katastrofy lotniczej, w której zginęli Franciszek Żwirko i Stanisław Wigura. Był to jeden z pierwszych powietrznych wypadków, który wstrząsnął polskim społeczeństwem. Następne dziesięciolecia przyniosły kolejne katastrofy.
W Cierlicku Górnym niedaleko Cieszyna, na terenie Czech znajduje się Żwirkowisko, gdzie stoi Dom Polski Żwirki i Wigury. To właśnie w tej okolicy, w niedzielę 11 września 1932 roku około 8 rano, lecąc na meeting lotniczy do Pragi, rozbił się samolot RWD-6 z por. Franciszkiem Żwirką i inż. Stanisławem Wigurą na pokładzie. Gwałtowna burza połamała i oderwała drewniane skrzydło, porwała płótno pokrywające kadłub tego lekkiego, ważącego 750 kg, samolotu.
Zaledwie dwa tygodnie wcześniej znakomicie zapowiadający się tandem – porucznika Żwirki i inżyniera Wigury – na tym samym samolocie, zdobył pierwsze miejsce w Międzynarodowych Zawodach Samolotów Turystycznych Challenge w Berlinie. Żwirko i Wigura pokonali 42 inne załogi zgłoszone do konkursu, a ich nazwiska stały się znane w całym lotniczym świecie. Dzięki nim kolejne prestiżowe zawody Challenge w 1934 roku miały rozegrać się w Polsce. Tłum ludzi (ok. 100 tys.) witał powracających pod koniec sierpnia do Warszawy bohaterów, a już 15 września 300 tysięcy osób (jak pisze Henryk Żwirko, syn Franciszka w książce „Polskie skrzydła”) towarzyszyło im w ostatniej drodze na Cmentarz Powązkowski w Warszawie.
Podczas II wojny światowej szokiem dla polskiego społeczeństwa była wiadomość o tragicznej śmierci Naczelnego Wodza Polskich Sił Zbrojnych i premiera Rządu na Uchodźstwie gen. Władysława Sikorskiego w wypadku lotniczym na Gibraltarze 4 lipca 1943 roku. Kilkanaście sekund po starcie brytyjskiego liberatora z gen. Sikorskim na pokładzie, samolot runął do wody. Z kilkunastu osób znajdujących się na pokładzie, uratował się jedynie pilot (Czech – Eduard Prchal). Wypadek ten od samego początku wzbudzał kontrowersje. Wokół katastrofy narosło wiele hipotez, sugerujących zamach na Sikorskiego z inspiracji Brytyjczyków albo Rosjan.
Ostatnio sprawą zajął się IPN, starając się dociec czy za śmiercią generała nie stali Sowieci. W listopadzie 2008 roku ciało gen. Sikorskiego zostało wydobyte z krypty na Wawelu i zbadane przez specjalistów medycyny sądowej. Raport z sekcji zwłok opublikowany w internecie przez pracowników katedry Medycyny Sądowej UJ (dwa miesiące po ponownym pochówku generała) wyraźnie wyklucza zgon z powodu uduszenia, zadławienia, obrażeń postrzałowych, kłutych czy ciętych i stwierdza, że obrażenia ciała odpowiadają skutkom katastrofy lotniczej. Ale raport ten raczej nie zakończy spekulacji na temat śmierci gen. Sikorskiego.
2 kwietnia 1969 roku z warszawskiego Okęcia wystartował An-24 z 53 osobami na pokładzie. Planowany czas lotu wynosił niespełna godzinę. Samolot rozbił się o zbocze Policy (pasmo Babiogórskie w Beskidach) niedaleko Zawoi, jedynie 50 km od lotniska w podkrakowskich Balicach. Do dziś nie ustalono jednoznacznie przyczyn katastrofy (rozważano porwanie samolotu, próbę ucieczki na Zachód, zawał serca pilota, awarię techniczną) – za najbardziej prawdopodobną hipotezę przyjęto splot trzech przyczyn: awarię naziemnych radarów, błędy obsługi naziemnej oraz błędy pilotów. 47 pasażerów oraz 6 członków załogi zginęło na miejscu (wśród ofiar był m.in. wybitny polski językoznawca prof. Zenon Klemensiewicz). Na szczycie Policy stoi dziś pomnik upamiętniający ofiary katastrofy.
Lata 80. XX wieku przyniosły dwie tragiczne i dramatyczne w przebiegu katastofy, w wyniku których zginęło w sumie 270 osób. W 1980 roku wracający z Nowego Jorku do Warszawy Ił 62 „Mikołaj Kopernik” spadł przy podchodzeniu do lądowania kilkaset metrów od Okęcia. Siedem lat później lecący z Warszawy do Nowego Jorku Ił 62M „Tadeusz Kościuszko” rozbił się w Lesie Kabackim.
Ił-62 „Kopernik” (lot nr 007) miał już za sobą około 8 godzin lotu i przymierzał się do lądowania na Okęciu. Wśród pasażerów znajdowała się m.in. popularna piosenkarka Anna Jantar (matka Natalii Kukulskiej) oraz ekipa amerykańskich bokserów-amatorów; ponad połowa miejsc w samolocie była pusta. Przy podchodzeniu do lądowania maszyna miała problem z wypuszczeniem podwozia. Standardową procedurą było odejście na tzw. drugi krąg, czyli wykonanie dodatkowej rundy wokół lotniska nad pasem startowym, żeby obsługa naziemna mogła przez lornetki ocenić czy podwozie wysunęło się czy też nie. Podnosząc maszynę mechanik pokładowy zwiększył moc silników. Wówczas to wskutek pęknięcia wału rozpadła się turbina jednego z silników, niszcząc trzy sąsiednie silniki oraz stery. 26 sekund później lecący z prędkością 350 km/h samolot runął na ziemię. Zgineli wszyscy pasażerowie oraz załoga – w sumie 87 osób. Polska komisja badająca katastrofę wysłała raport z badań katastrofy do ZSRR. Tam natychmiast go odrzucono twierdząc, że zniszczenie wału oraz turbiny było skutkiem katastrofy, a nie jej przyczyną. Strona rosyjska zaakceptowała raport dopiero siedem lat później.
Na pokładzie Ił-62M „Tadeusza Kościuszki” (lot nr 5055) znajdowały się 183 osoby. 23 minuty po starcie – podobnie jak w przypadku „Kopernika” – rozerwała się turbina pierwszego silnika, uszkodziła następny silnik oraz układ elektryczny i układ sterowania, w luku bagażowym wybuchł pożar, kabina pasażerska się rozhermetyzowała. Doświadczeni piloci nie tracili zimnej krwi i jeszcze przez pół godziny starali się manewrować maszyną tak, żeby bezpiecznie wylądować. Zawrócili znad Grudziądza do Warszawy, kapitan starał się wylądować na Okęciu znad Lasu Kabackiego. Niestety nie zdążył. Samolot runął na ziemię przy prędkości 470 km/h, ścinając drzewa na obszarze szerokim na 50 i długim na 200 metrów. Ostatnie słowa załogi brzmiały: „Cześć!!! Giniemy!!!”. Do lotniska zabrakło niespełna minuty lotu. W 1992 roku LOT sprzedał Ukrainie wszystkie samoloty Ił-62M.
Początek XXI wieku zapisał już dwie czarne karty nie tylko w dziejach polskiego lotnictwa, ale i w polskiej historii. 23 stycznia 2008 roku o godz. 19.07 przed lotniskiem w Mierosławcu z wysokości 200 metrów spadł na ziemię samolot wojskowy – transportowa CASA C-295. Spośród 20 pasażerów – wysokich rangą oficerów Sił Powietrznych RP – znajdujących się na pokładzie nie przeżył nikt. Ironią losu jest, że piloci wracali z konferencji poświęconej bezpieczeństwu lotów. Po tej tragedii pojawiły się opinie, że lotnictwo wojskowe wymaga poważnych reform. Mając jeszcze w pamięci ostatni lot samolotu CASA, wielu nie mogło uwierzyć w to, co się stało 10 kwietnia 2010 roku pod Smoleńskiem. Katastrofa „prezydenckiego” samolotu TU-154 i tragiczna śmierć 96 osób (na czele z Prezydentem RP Lechem Kaczyńskim oraz jego żoną Marią Kaczyńską) była szokiem dla milionów Polaków. Trumny z ciałami ofiar katastrofy po powrocie do Polski dziesiątki tysięcy mieszkańców Warszawy żegnało ustawiając się wzdłuż trasy, którą wiódł kondukt żałobny – wzdłuż ulicy Żwirki i Wigury…
11 wrzesień 2001, to chyba wszyscy pamiętamy.
Zamach z 11 września 2001 – seria czterech ataków terrorystycznych przeprowadzonych rano we wtorek 11 września 2001 roku na terytorium Stanów Zjednoczonych za pomocą uprowadzonych samolotów. Dokonało go 19 porywaczy, którzy kupili bilety na 4 loty krajowe amerykańskich linii lotniczych. Po przejęciu kontroli nad samolotami skierowali je na znane obiekty na terenie USA. Oficjalnie przyjmuje się, iż wieże uległy zawaleniu na skutek naruszenia stalowej konstrukcji nośnej budynków, częściowo wskutek uderzenia samolotów, i następnie, w wyniku intensywnych pożarów zainicjowanych przez eksplodujące paliwo lotnicze. W zamachu zginęło około 3000 osób.
Dwa spośród porwanych samolotów rozbiły się o bliźniacze wieże World Trade Center w Nowym Jorku, trzeci zniszczył część Pentagonu. Ostatni (opóźniony) samolot United Airlines 93 nie dotarł do celu – rozbił się na polach Pensylwanii ok. 15 min. lotu od Waszyngtonu. Przypuszcza się, że miał uderzyć w Biały Dom lub Kapitol, choć nie jest to pewne. Maszyna nie doleciała do celu, gdyż pasażerowie, którzy dowiedzieli się o losie innych samolotów, zaatakowali porywaczy i doprowadzili do katastrofy samolotu na bezludnym terenie – szczątkowe informacje o ostatnich minutach tego wydarzenia pochodzą z rozmów telefonicznych pasażerów i odtworzenia danych zarejestrowanych w czarnej skrzynce samolotu. Na podstawie zapisów rozmów telefonicznych i zeznań świadków (rodzin i rozmówców) dokonano rekonstrukcji wydarzeń sfilmowanej w dramacie dokumentalnym "Lot 93".
Ustalono ostatecznie, iż łącznie, w wyniku czterech zamierzonych katastrof lotniczych, w zamachu zginęły 2973 osoby, w tym pięciu Polaków, bez wliczania 19 porywaczy i 26 osób nadal oficjalnie uznawanych za zaginione.
Bardzo duże straty poniosły służby miejskie, głównie straż pożarna i policja – w trakcie akcji ratunkowej poległo ponad 300 funkcjonariuszy. Ostateczna liczba ofiar jest o 40 osób mniejsza w stosunku do poprzedniej wersji, która jest już zawarta w niektórych encyklopediach. Ustalając liczbę ofiar i ich tożsamość po raz pierwszy w historii posłużono się na masową skalę badaniami materiału genetycznego, które były praktycznie jedynym sposobem identyfikacji szczątków ofiar.
Zamach na World Trade Center był pierwszą skuteczną operacją tego typu i pociągnął za sobą więcej ofiar i strat materialnych niż jakikolwiek inny akt terroru w dotychczasowej historii Stanów Zjednoczonych i świata.
Niemalże cały świat z przerażeniem przyglądał się fali ataków terrorystycznych w USA. Do Waszyngtonu napływały kondolencje i zapewnienia o gotowości do niesienia pomocy. Atmosfera świętowania panowała jedynie wśród części Palestyńczyków na Zachodnim Brzegu Jordanu, gdzie na ulicach pojawiły się grupy ludzi śpiewające „Bóg jest wielki”. Niektórzy strzelali w powietrze.
Natomiast przywódca Autonomii Palestyńskiej potępił ataki i powiedział, że jest nimi „zupełnie zszokowany”. „Wysłałem kondolencje prezydentowi, rządowi i narodowi amerykańskiemu” – oświadczył Jaser Arafat.
Prezydent Rosji Władimir Putin wyraził współczucie dla narodu amerykańskiego i nazwał ataki „straszliwymi tragediami”.
Za dusze ofiar modlił się papież Jan Paweł II. Watykan wydał oświadczenie, w którym podkreślono, że „Ojciec Święty jest na bieżąco informowany o tej ogromnej tragedii”. „Od pierwszej chwili papież modli się do Boga o wieczny odpoczynek dla licznych ofiar oraz prosi o pocieszenie dla rodzin ofiar” – głosiło oświadczenie.
„Zgroza” – to słowo, które dominowało w oświadczeniach szefów Komisji Europejskiej. „Straszliwe tragedie w Nowym Jorku i Waszyngtonie przepełniają mnie zgrozą” – oświadczył przewodniczący organu wykonawczego UE, Romano Prodi.
Szef brytyjskiego rządu Tony Blair zwołał nadzwyczajne posiedzenie gabinetu. Jako „zło naszych czasów” określił zmasowany terroryzm, popełniony przez „fanatyków, którzy są obojętni na świętość życia ludzkiego”.
Królowa Elżbieta II zapewniła, że śledzi rozwój wypadków „z rosnącym niedowierzaniem i jest zupełnie zszokowana”. Ofiarowała Amerykanom "swoje myśli i modlitwy”.
Prezydent Francji Jacques Chirac nazwał zamachy „potwornymi”. „Nie ma na to innego słowa” – dodał.
Kanclerz Niemiec Gerhard Schröder oświadczył, że „rząd z najwyższą mocą potępia te terrorystyczne ataki”. Szef rządu zwołał w tej sprawie posiedzenie Federalnej Służby Bezpieczeństwa.
Winą za zamachy obarczono organizację al-Kaida dowodzoną przez Osamę bin Ladena.
29 października 2004 roku arabska telewizja satelitarna Al-Dżazira nadała wystąpienie Osamy bin Ladena, w którym wziął on na siebie odpowiedzialność za zamachy z 11 września 2001 roku i zagroził ich powtórzeniem. Oświadczył, że ataki terrorystyczne na USA to przejaw walki o wolność.
Pomimo iż oficjalne śledztwo dotyczące zamachów z 11 września zakończyło się w 2003 roku, są osoby według których nie zostało ono przeprowadzone właściwie i nie odpowiedziało na wiele pytań. Osoby te domagają się ponownego otwarcia dochodzenia i rozpoczęcia śledztwa, które wyjaśniłoby wszystkie pozostałe wątpliwości.
Piękne i przerażające zdjęcia z tego miejsca, autorsrwa Macieja Swulinskiego możecie oglądnąć pod tym adresem: http://www.swulinski.com/11wrzesnia/
___________________________________________________________________________________
Nikon D90, Falcon 650-1300 mm, Celestron 1800 mm
Witam,
Poszukuję wszelkich materiałów prasowych bądz filmowych dotyczących polskich katastrof lotniczych od 1980 - 2010. W szczególności chodzi mi o materiały publikowane w gazetach po katastrofie "Kopernika" i "Kościuszki".
Będę bardzo wdzięczna za wszelką pomoc.
Na temat katastrof polskich IŁ-ów 62 był dodane na forum filmiki z serii "Czarny serial".Poszukaj na forum lub się odezwij to pomogę odnaleść.Pozdrawiam
Tutaj podaje linki:
http://sky-watcher.pl/content/czarny-serial-kościuszko-sp-lbg
http://sky-watcher.pl/content/czarny-serial-kopernik
___________________________________________________________________________________
Dziękuję:)
Mgła, radiolatarnie, katastrofa samolotu i teorie spiskowe.
3 kwietnia 1996 roku w Dubrowniku lało jak z cebra. Chmury były ciężkie i wisiały nisko. W wieży na dubrownickim lotnisku dyżur pełnił Niko Jerukić. Czekał, aż na ciemnym niebie pojawi się kształt amerykańskiego samolotu z bardzo ważnym gościem na pokładzie. W tym samym czasie, nieco ponad 3 kilometry dalej, mieszkańcy osady Velji Do usłyszeli straszliwy huk: samolot, na który oczekiwano na dubrownickim lotnisku wbijał się właśnie w zbocze.
W katastrofie zginął Ronald Harmon Brown, pierwszy czarnoskóry sekretarz handlu USA. Oprócz niego poniosło śmierć trzydziestu czterech pasażerów samolotu.
Obecnie na szczycie Stražišcia stoi duży, metalowy krzyż. Kto chce, może do niego podejść „drogą Rona Browna”
Samolot Rona Browna, na który w wieży oczekiwał Niko Jerkulić, był to Boeing 737-200, wersja dla sił powietrznych USA (CT-43). Jako samolot wojskowy, nie był wyposażony ani w czarną skrzynkę, ani w urządzenie nagrywające rozmowy w kokpicie.
Oprócz Jerkulicia na samolot oczekiwali w hali przylotów chorwacki premier Zlatko Mateša i ambasador USA Peter Galbraith, którzy w podobnych warunkach wylądowali w Dubrowniku niewiele wcześniej.
O utracie łączności z samolotem Browna jako pierwszy poinformowany został premier Mateša. Dał znać ambasadorowi Galbraithowi.
Ten – jak sam powiedział ekipie „National Geographic” w filmie rekonstruującym tamte wydarzenia – „zadzwonił do centrum operacyjnego Departamentu Stanu i poprosił o rozpoczęcie wojskowej akcji poszukiwawczo-ratowniczej”.
Chorwaci – przeczytać można w późniejszym raporcie amerykańskich sił powietrznych – „poprosili NATO o pomoc, ponieważ dysponowali w tamtym regionie jedynie pojazdami naziemnymi i łodziami”.
Amerykańskie siły ds. operacji specjalnych stacjonujące we włoskim Brindisi wysłały na miejsce trzy helikoptery: dwa MH-53J i jeden MC-130P.
Helikoptery wysłali również Francuzi stacjonujący w niedalekim Ploče.
Samolotu szukano, w gęstej mgle, parę godzin. Lotnisko w Dubrowniku było tak słabo wyposażone, że nie posiadało urządzenia mogącego wychwycić sygnał nadawany przez rozbitą maszynę.
Gdy ratownicy dotarli na miejsce, na skaliste zbocze Stražišcia, ujrzeli potworny obraz. Szczątki maszyny, rozsypane ciała w straszliwym stanie. Z samolotu pozostał jedynie ogon. W ogonie znaleziono jedyną żywą osobę, która była na pokładzie: stewardessę, sierżant Shelly Kelly. Sierżant Kelly żyła. Zmarła niedługo później w drodze do szpitala
O przeprowadzenie śledztwa Chorwaci również poprosili Amerykanów. Prowadziły go siły powietrzne USA. Doradzali przedstawiciele Narodowej Rady Bezpieczeństwa Transportu (NTSB).
Raport był gotowy nieco ponad trzy miesiące później.
”Katastrofę samolotu CT-43 z 3 kwietnia w Chorwacji, w której zginął sekretarz handlu Ron Brown i 34 inne osoby, spowodował zbieg błędów” – czytamy w notatce Lindy D. Kozaryn z służby prasowej Sił Zbrojnych USA – „sekretarz obrony William J. Perry stwierdził, że raport nie wskazuje jednej przyczyny katastrofy, lecz kilka pomyłek, które zostały popełnione w jednym czasie. Ustalenia komisji, upublicznione 7 lipca, składają katastrofę na karb niewłaściwego dowodzenia, błędu załogi i niewłaściwej procedury podchodzenia”.
W raporcie zwrócono również uwagę na kiepskie wyposażenie lotniska, które zostało poważnie zniszczone w czasie działań wojennych w dawnej Jugosławii.
Zniszczono między innymi – jak mówił „National Geographic” ambasador Galbraith – radiowy system wspomagania lądowania. Nowego Chorwaci nie zdążyli zainstalować.
Na lotnisku nie było systemu ILS, nie było nawet radaru. Na wyposażeniu lotniska były tylko dwie radiolatarnie lotnicze. Pierwsza (umieszczona na pobliskiej wyspie Kolocep) nakierowywała na pas. Druga informować miała o tym, że pilot minął już cel i musi odejść, albo próbować podchodzić jeszcze raz. Radiolatarnie w USA (i generalnie na Zachodzie) pełnią tylko funkcję pomocniczą. Amerykańscy piloci – pisano w prasie w USA szeroko komentującej katastrofę – nie są zatem doskonale obyci z lądowaniem wyłącznie na radiolatarnię.
Pilot, który wcześniej przywiózł do Dubrownika ambasadora i premiera, skontaktował się z A.J. Davisem, pilotem CT-43. Ostrzegał, że pogoda jest fatalna, i że w razie nieudanego pierwszego podejścia radzi zawrócić do Splitu.
Drugiego podejścia jednak nie było.
Brano pod uwagę element presji wywieranej przez przełożonych na pilota, ale – z powodu braku czarnych skrzynek i jakichkolwiek nagrań z kokpitu – nie można było ani wykluczyć tej teorii, ani jej zaprzeczyć.
Do atmosfery presji dokopano się jednak w dowództwie amerykańskiego lotnictwa w niemieckiej bazie Ramstein. Krótko przed katastrofą miał tam miejsce konflikt, który – w oczach większości świadków, którzy zeznawali przed komisją – był konfliktem bardzo czarno-białym. „Bad guy” – czyli hollywoodzko twardzielski generał Stevens wyrzucił spod swojej komendy „good guya” – hollywoodzko wrażliwego podpułkownika Albrighta. Dla Albrighta – zeznawała zgodnie prawie cała jednostka – ważna była zasada „przede wszystkim bezpieczeństwo”. Dla Stevensa – „szybkość i sprawność przede wszystkim”.
Sam Albright zeznawał, że Stevens lubił mówić o „ściskaniu ludzi tak, że aż im głowy podskoczą”. Sugerował, że owszem, w jednostce presja była. I atmosfera strachu, która mogła być powodem, dla którego Davis nie zrezygnował z lądowania mimo warunków.
A powinien zrezygnować z jeszcze jednego powodu: teoretycznie nie miał prawa lądować na poddubrownickim lotnisku.
Sygnał radiolatarni porównuje się z mapami schodzenia i dopiero wtedy ustalany jest kurs. W trakcie dochodzenia wyszło jednak na jaw, że mapy lotniska przy Dubrowniku nie były zatwierdzone przez urzędników lotnictwa USA, a jako takie – nie spełniały standardów amerykańskiej armii. Samolot z Ronem Brownem nie miał zatem uprawnień, by lądować w Dubrowniku. Jak i żaden inny samolot wojskowy USA.
Z wojska wyleciał z hukiem i degradacją John Mazurewicz, oficer odpowiedzialny m.in. za przedstawianie map lotniczych do zatwierdzenia.
Zabity w katastrofie Ron Brown, prawnik i polityk, w latach osiemdziesiątych bawił się między innymi w lobbying. Pełnił istotną rolą w kampanii prezydenckiej Billa Clintona. Niektórzy uważają, że kluczową. Inni, że ci niektórzy zdrowo przesadzają.
Po śmierci Browna pojawiły się fundusze i stypendia jego imienia. Nazwiskiem sekretarza ochrzczono statek Amerykańskiej Narodowej Służby Oceanicznej i Meteorologicznej, który teraz nazywa się NOAA Ship Ronald H. Brown. W marcu 2011, już za prezydentury Obamy, misji USA w nowojorskiej siedzibie ONZ nadano imię czarnoskórego polityka.
Myślicie, że raport i uhonorowanie Browna to koniec sprawy?
A skąd. Jak wiemy, nic, co się dzieje, nie dzieje się przypadkiem. Witamy w świecie, w którym nie ma przypadkowych wypadków komunikacyjnych.
„To-był-zamach”.
„Niko Jerkiuć nerwowo porusza pokrętłami strojącymi radiolatarnię. To jedyny instrument, który może naprowadzić IFOR-21 bezpiecznie na pas” – można przeczytać na stronie whatreallyhappened.com. – „Jerkuić jeszcze raz sprawdza swoją mapę terenową. I jeszcze raz. Za parę godzin będzie bogatym człowiekiem, tak mu powiedzieli dwaj Amerykanie, jeśli tylko cicho skieruje IFOR-21 na jedno z najwyższych wzgórz w okolicy”.
Zwolennicy tezy o zamachu sugerują, że Jerkuić po prostu wyłączył drugą radiolatarnię, a zamiast niej włączona została inna, przenośna, która musiałaby być ustawiona w miejscu, w które miał uderzyć samolot.
Radiolatarnia taka jest bardzo ciężka i trudna do transportu i ustawienia na skalistych i stromych bezdrożach okolic poddubrownickiego lotniska, szczególnie, jeśli chodzi o zbocze góry, o którą roztrzaskał się samolot. Logistycznie operacja taka musiałaby być przygotowywana co najmniej tak długo, jak plan wizyty Browna w Chorwacji. Nie wspominając już o tym, że „spiskowcy” musieliby długo, długo przed „zamachem” wiedzieć, że 3 kwietnia, dokładnie o godzinie, w której Brown miał lądować, w okolicy będzie lało, wiało i mgła, że oko wykol. A mgły, która pokrywa tak ogromny obszar nie dałyby rady wyprodukować wszystkie generatory mgły razem wzięte, choćby pożyczono ich nie wiadomo ile od nie wiadomo ilu „carów północy”.
Atmosferę spisku zagęściło samobójstwo nieszczęsnego Jerkuicia, który został znaleziony martwy z raną postrzałową. Prokuratura uznała, że powodem śmierci kontrolera był zawód miłosny, ale ci, którzy wiedzą swoje, swoje wiedzą.
Zawód miłosny! Też coś! Jerkuić zrobił swoje, Jerkuić musiał odejść!
Zresztą – siły powietrzne USA zbadały kwestię domniemanej radiolatarni. Nic na tę wersję nie wskazuje, ale dlaczego miałoby cokolwiek na nią wskazywać: siły powietrzne USA również brały udział w spisku Billa Clintona.
Bo to właśnie on „zdradził o świcie” Rona Browna. Bill Clinton i Hillary Clinton, jego „lady Makbet”. Ron Brown miałby być zresztą jednym z wielu zabitych przez tę złowrogą parę.
Zwolennicy spisku uważają także, że Ron Brown wcale nie zginął od uderzenia samolotu w górę. Pierwszy tezę taką postawił konserwatywny amerykański dziennikarz Christopher Ruddy. Powołał się na rozmowę z lekarzem, który oglądał dokumentację fotograficzną ciała (ale nie brał udziału w sekcji) i opowiedział Ruddy’emu, że widział na głowie Browna ranę, która przypominać może ranę postrzałową.
Lekarze, którzy dokonywali sekcji stwierdzili nie tylko brak rany wylotowej, ale jakichkolwiek śladów kuli wewnątrz głowy Browna i – ogólnie rzecz biorąc – wykluczyli jakikolwiek postrzał.
Tych jednak, którzy wiedzą swoje, takie oświadczenie nie przekonuje, czego chyba zresztą nikt nie oczekiwał.
Nie przekonuje ich również pytanie o sens zabicia Browna zaraz przed tym, jak „Jerkuić władował samolot na górę”. Ani skrajny idiotyzm przeprowadzenia operacji „zlikwidowania” Browna w ten właśnie sposób. Czy „agent Clintona” zabijający Browna był agentem-samobójcą? Czy wyskoczył, zanim boeing roztrzaskał się o chorwacką górę? Czy nie prościej byłoby chociażby zatruć hamburgera, którego Brown jadł parę godzin wcześniej z amerykańskimi żołnierzami w bośniackiej Tuzli, gdzie widziano wchodzącego go na pokład samolotu żywego, jak i kilkadziesiąt innych osób? Wystarczyło przekupić kucharza, a potem upozorować jego samobójstwo. Albo zabić go w jakikolwiek inny sposób – za pomocą agrafki nasączonej trucizną, wybuchającego żelu pod prysznic w pokoju hotelowym czy wycieraczki do butów, z której wyskakują jadowite kolce – byle mniej skomplikowany?
Istnieją też tezy o „dostrzeliwaniu” ofiar katastrofy.
W miejscu, w którym roztrzaskał się samolot mieli czekać tajni agenci służb. Mieli rozkaz odnaleźć po katastrofie ciało Browna i upewnić się, że nie żyje. Żył – twierdzą zwolennicy tez. Agenci dobili go, stąd „rana” w głowie Browna.
„Nie zdążyli”jednak dobić sierżant Kelly (dlaczego? Zlokalizowanie wraku i dotarcie w to nieprzystępne miejsce przez pomoc zajęło kilka godzin), która zmarła podczas transportu do szpitala. „Spiskowców” w tym miejscu ogarnia święte oburzenie: przecież to jasne, że wyrywająca się ofiara zamordowana została właśnie podczas tego transportu.
Dlaczego „Ron Brown musiał zginąć”?
„Powodów” jest mnóstwo.
Wystarczy napisać enigmatycznie, że „wiedział za dużo”, bo „wplątany był w machinacje Białego Domu” i, w związku z faktem, że toczyło się w jego sprawie śledztwo korupcyjne, „sugerował, że nie pójdzie na dno sam”, by ci, którzy wiedzą swoje, wiedzieli swoje i teraz. A jeśli dodamy, że „był konkurentem Billa Clintona” i że „stał na drodze kariery jego i Hillary Clinton” – ci, którzy wiedzą swoje będą wiedzieli jeszcze więcej.
A ci, którym zbyt mało dowodów, niech obejrzą ten film. I zobaczą, jak Bill Clinton śmieje się na pogrzebie Rona Browna, by po chwili – zawuażywszy, że jest filmowany – udawać, że płacze.
___________________________________________________________________________________
Nikon D90, Falcon 650-1300 mm, Celestron 1800 mm