Według nowego prezesa Piper Aircraft, Kevina Goulda, przedsiębiorstwo, dzięki środkom finansowym inwestora z Brunei, dobrze radzi sobie z kryzysem i planuje szybki rozwój, w okresie wzrostu gospodarczego.
Nowy inwestor to Imprimis, prywatno-publiczna spółka z Brunei, która w maju wykupiła 100% akcji spółki. Transakcja nie mogła zostać zrealizowana w bardziej odpowiednim momencie: przedsiębiorstwo odczuło już mocno skutki obecnego kryzysu i bez wsparcia finansowego jego przyszłość mogła być zagrożona.
Dzięki nadwyżkom budżetowym Brunei, Imprimis mogło zapewnić środki na przyspieszenie prac nad nowymi konstrukcjami, w tym bardzo lekkim odrzutowcem PiperJetem, którego pierwszy lot miał miejsce w ostatnim dniu lipca 2009. Przedsięwzięcia B+R zostały bowiem praktycznie zamrożone pod koniec ubiegłego roku.
Dzięki temu prototyp samolotu będzie pokazany w locie na rozpoczynających się już wkrótce targach lotniczych w Oshkosh. Z drugiej jednak strony nowy właściciel nie określa już terminów uzyskania certyfikatów i pierwszych dostaw. Pierwotnie planowano je na 2011.
Imprimis nie jest jednak w stanie pokryć wszystkich kosztów, związanych z obecnym kryzysem.
W 2007 Piper przekazał odbiorcom 221 samolotów tłokowych i turbośmigłowych. W 2008 już 268 egz. Jednak bieżący rok charakteryzuje się praktycznym załamaniem dostaw. Dostępne dane za pierwszy kwartał mówią o wyprodukowaniu jedynie 22 samolotów. Biorąc nawet pod uwagę fakt, że miesiące zimowe są zawsze najgorsze dla producentów małych samolotów, wynik ten pokazuje skalę załamania sprzedaży. W istocie, produkcja osiągnęła połowę wartości z 2007.
W związku z tym władze spółki wręczyły już wymówienia dla 620 pracowników. Pozostało 630 osób, które jednak mają jeden tydzień w miesiącu wolny i niepłatny. Według informacji, przekazanych przez Kevina Goulda, sytuacja ta utrzyma się prawdopodobnie do końca roku, chyba, że drastycznie zwiększą się zamówienia.
Nowy prezes ujawnił również plany na przyszłość. W najlepszych czasach – w latach 1960. i 1970. – Piper Aircraft produkował nawet 5100 samolotów rocznie. Jego produkty sprzedawały się doskonale na rynku wewnętrznym i za granicą. Jednak od następnej dekady przedsiębiorstwo straciło wielu odbiorców zagranicznych. Obecne kierownictwo zamierza odbudować swoją pozycję na rynkach zewnętrznych. Uznano, że najlepiej rokuje Azja, tym bardziej, że będzie można wykorzystać kontakty inwestora z Brunei.
Nowy zarząd stwierdził przy tym, że teoretycznie dwa najbardziej interesujące kraje – Chiny i Indie – nie odegrają kluczowej roli w planach ekspansji eksportowej. W pierwszym rozwój lotnictwa lekkiego hamowany jest przez wojsko, które ciągle utrzymuje większość przestrzeni powietrznej zamkniętej dla ruchu cywilnego. W Indiach natomiast ciągle brakuje dobrej infrastruktury.
Skierowano natomiast uwagę na Australię, a także kraje południowo-wschodniej Azji, w tym Indonezje i Malezję. W Australii do dzisiaj lata ok. 3000 samolotów marki Piper, tyle, że przedsiębiorstwo od kilkunastu lat praktycznie nie istnieje na tym rynku. Mimo dzisiejszej, ogromnej konkurencji, Kevin Gould stwierdził jednak, że istnieje szansa na powrót w wielkim stylu. Dodał, że wymienione już, pozostałe kraje, stają się coraz bardziej atrakcyjne z powodu wzrostu liczby ludności i zamożności. W takiej sytuacji zwiększenie się liczby sprzedawanych, małych samolotów jest tylko kwestią czasu, tym bardziej, że kraje te leżą na wyspach i szybki dostęp do wielu miejsc możliwy jest wyłącznie drogą lotniczą.
Żródło: Altair.com.pl
Foto: Piper Aircraft