W USA trwa akcja poszukiwania pasażera, który wypadł z samolotu do oceanu. Do zdarzenia doszło u wybrzeży Folorydy, nad Atlantykiem, 3 kilometry od brzegu, niedaleko Miami.
Niewielki samolot Piper PA-46, który może zabrać na pokład 5 pasażerów leciał na wysokości 550 metrów. To właśnie wtedy wieża kontrolna odebrała sygnał "Mayday", który jest odpowiednikiem S.O.S.
Pilot samolotu poinformował kontrolerów lotu o wypadku. - Mamy uchylone drzwi. Pasażer wypadł - meldował. Kontroler nie mógł uwierzyć i dopytywał co się stało. - Otworzył tylne drzwi i wypadł - wyjaśniał pilot, który niedługo potem wylądował awaryjnie na lotnisku Tamiami.
Wezwano na pomoc Straż Przybrzeżną, na miejsce skierowano łodzie i helikoptery. Lokalna policja wszczęła dochodzenie w sprawie potencjalnego zabójstwa, tłumacząc to niecodziennymi okolicznościami incydentu. Przyjęto założenie, że pasażer nie przeżył upadku.
Źródło: IAR, onet.pl